DAJ MI CZERPAĆ RADOŚĆ Z CHWILI

Znane jest powiedzenie ks. Prof. Tischnera o kategoriach prawdy. Ja je nieco strawestuję. Są sprawy ważne, tyż ważne i g….o ważne. Często o tym zapominany bombardowani informacjami o: wysokiej inflacji, hekatombie ofiar na covid, drogich benzynie i chlebie. Strach włączyć telewizor, otworzyć komputer, bo tyle tam złych wiadomości o sprawach, na które nie mamy wpływu. A jeśli już, to znikomy.

Nie jestem psychoterapeutą, ani domorosłym couchem jakich dziś wielu. Dlatego nie powiem czytelnikom jak mają żyć, ale odwołam się do własnych doświadczeń, by pokazać jak ja radzę sobie z nieznośną lekkością bytu, która jednak może przyprawiać o stres i kołatanie serca.

Kiedy już mi pozwolono po operacji usunięcia guzów na wątrobie, wychodzić na ławeczkę przed szpitalem często na niej spotykałem matkę dziewczyny leżącej na tym samym oddziale co ja. Widząc we mnie cierpliwego słuchacza opowiadała mi o wszystkich swoich problemach. W pracy, z mężem, psami, remontem mieszkania itd. Uzbierała się ich cała litania. Ja, na ogół słuchałem delektując się dymem z papierosa patrząc przy tym na sierpniowe, niebieściutkie niebo.

Kiedyś jednak miałem gorszy dzień i – szczerze przyznaję – mój stoicki spokój wyparował i zareagowałem nerwowo. – Słucham panią od pewnego czasu, ale nigdy mi pani nie powiedziała o tym, ze córka wraca do zdrowia. Nie cieszy się pani z tego ? – zapytałem z głupia frant. – No cieszę się, cieszę odpowiedziała. – Ale wie pan, tyle mam innych problemów, że żyć się odechciewa – nie dawała za wygraną. Masz babo  placek, pomyślałem sobie. Operacja jedynej córki się udała. Dziewczyna wraca do zdrowia, a ona nawet nie potrafi się tym cieszyć.

Jest w tym jakiś tragiczny paradoks naszej, dzisiejszej egzystencji, że zaburzyliśmy hierarchię ważności spraw codziennych. Nie odróżniamy już tych, ważnych od nieistotnych. Przede wszystkim tych, na które mamy wpływ, od tych, będących poza naszą kontrolą. W konsekwencji, nie umiemy już czerpać radości z życia. Z tego, że jesteśmy zdrowi, że nie braknie nam na chleb, że możemy się cieszyć tą cudowną nieprzewidywalności każdego dnia, popijając poranną kawę. Nie zauważamy piękna stokrotek na trawniku przed domem. Nie słyszymy śpiewu ptaków w lesie, bo nasza wyobraźnia przedstawia go jako siedlisko złych demonów. Makabryczny to los.

Aż kiedyś wziąłem się na odwagę i zacytowałem jej fragmenty „Modlitwy o pogodę ducha” Marka Aureliusza, cezara rzymskiego i filozofa. „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę. Odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić. I mądrości bym umiał odróżnić jedno od drugich”. Kiedy skończyłem mówić spojrzała na mnie łagodnie. Nic nie powiedziała. Tylko jej oczy zdawały się mówić – „postaram się”.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *