KSENOFOBIA JAK DŻUMA

Każda postać ksenofobii biorącej się z irracjonalnego strachu przed demonizowanym wrogiem jest jak dżuma, którą bardzo łatwo zarazić innych. „Każdy z nas nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba nieustannie czuwać nad sobą, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka” („Dżuma” A. Camus).

Jedną z odmian ksenofobii – powszechną w Polsce – jest rusofobia, która w połączeniu ze skłonnością do narodowej megalomanii tworzy „wybuchową mieszankę” i na długie lata może zniszczyć relacje polsko-rosyjskie na różnych poziomach. Nie tylko politycznych i gospodarczych, ale także w wymiarze międzyludzkim. Jest jak ta „camusowska” dżuma, którą się wzajemnie zarażamy nie bacząc na to, że Rosjanie są naszymi sąsiadami, z którymi powinniśmy – tak jak i z innymi – mieć dobre stosunki.

Wiemy ile wycierpiała Polska od Rosjan i Niemców – co nie usprawiedliwia przekraczania granic głupoty i nienawiści w stosunku do tych narodów, głupotą i nienawiścią człowiek sam sobie szkodzi” – pisał Jan Józef Lipski („Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy”) .
Przejawów i dowodów narastającej fali rusofobii jest ostatnio wiele, aż za wiele. Wystarczy włączyć telewizor, radio i posłuchać co mówią o „ruskich” dziennikarze lub prezenterzy oraz tzw. eksperci od Rosji.

Najczęściej jest to pokaz nieprawdopodobnej ignorancji połączonej z inwektywami i insynuacjami. „Przekaz publiczny charakteryzuje pejoratyzacja określeń Rosji i Rosjan, kreowanie ich negatywnych wizerunków, bezalternatywność percepcji i etykietowanie jako uosobienie zła” – powiedział w wywiadzie prof. Stanisław Bieleń. (geopolityka.net).

I trudno się dziwić, że efektem takiego „prania mózgów” są pojawiające się coraz częściej w rozmowach prywatnych i internecie epitety w rodzaju „rosyjska swołocz” czy deklaracje –„jestem rusofobem i jestem z tego dumny”, od których już bardzo blisko do nienawiści, która zabija dialog i zrozumienie współczesnej Rosji. Rosji, utożsamianej przez ogromną część opinii publicznej, wyłącznie z Putinem i samych Rosjan jako wrogów Polski, choć nikt ich często nie zapyta nawet o zdanie. Jedną z przyczyn naszej rusofobii – zdaniem prof. Bielenia – jest polska pamięć historyczna utożsamiająca „Rosję z wrogiem, państwem represyjnym i agresywnym wobec innych państw. Odnosi się wrażenie, że rusofobia to dla wielu ludzi polityczna karma, bez której nie potrafią funkcjonować w życiu publicznym”.

Co gorsza, rusofobia jest integralną częścią dosyć powszechnego modelu patriotyzmu, który pozwala odróżnić „prawdziwych Polaków” od „moskalskich pachołków” co było i jest widoczne przez ostatnie tygodnie na portalach społecznościowych. Wszelkie, krytyczne opinie o wydarzeniach na kijowskim Majdanie, nowym ukraińskim rządzie do którego weszli politycy faszystowskiej partii „Swoboda” itd. kwitowane były często komentarzami w rodzaju – „ty moskiewski pachołku lub putinowski agencie”. Skłonność do bezkrytycznego przyjmowania biało-czarnego obrazu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego oraz Rosji, narzucanego przez media i część polityków wynika z przekonania, że jest to przejaw „prawdziwej” postawy patriotycznej. A także z obawy by nie być uznanym za zdrajcę i „pachołka Putina”.

Czy jest sposób by wyleczyć się z „dżumy” rusofobii? Jest, ale to długa i bolesna „kuracja”. Na wstępie wymaga ona odrzucenia stereotypów i uprzedzeń zakodowanych w naszej świadomości będących efektem wychowania, historycznych nawarstwień i kompleksów. Po drugie potrzebna jest otwartość i chęć wyobrażenia sobie, co czuje i myśli dziś Rosjanin. Ten, którego media pokazują często jako wroga Zachodu, otumanionego przez putinowską propagandę. Zrozumienia, że on też ma swoją ojczyznę, którą kocha i jest z niej dumny. To prawda wymaga to wysiłku, wyobraźni oraz rozsądku. No i odwagi, zwłaszcza kiedy ze swoimi przemyśleniami na ten temat dzielisz się z innymi.

Przytoczę raz jeszcze słowa Amosa Oza z książki „Jak uzdrowić fanatyka?” – „Róbmy to kiedy się kłócimy, kiedy oskarżamy i nawet wtedy, gdy jesteśmy przekonani, że mamy stuprocentową rację”. Od tego jest blisko do zrozumienia, a w konsekwencji kompromisu, który wcale nie oznacza kapitulacji i rezygnacji z naszych przekonań czy wartości. Kompromis zaś nie jest – zdaniem Oza – czymś nieuczciwym czy oportunistycznym, bo jest „życiem”.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *