Wadi Rum

MISTYKA WADI RUM

Wadi Rum„Blichtr płynie z miasta, mądrość z pustyni” – mówił Wellington Yueh do Paula Atrydy na Kaladanie w „Diunie” Franka Herberta. Przypominam sobie o tym, ilekroć mam okazję udać się na morze piasków i skał. W samotności i ciszy sięgnąć w głąb siebie. Usłyszeć to, co zgiełk miasta codziennego życia zagłusza.

Wyjazd do Wadi Rum w Jordanii od lat był moim marzeniem. W tym roku nareszcie się udało. Wbrew opiniom często powielanym przez odwiedzających nie jest to nazwa pustyni, ale wyschniętego łożyska rzeki leżącego w Jordanii, na Pustyni Syryjskiej. Blisko granicy z Arabią Saudyjską. Słynnego z czerwonych, piaskowych skał o różnych, nieprawdopodobnych kształtach. Wyrzeźbionych przez wodę i wiatr.

Abu Wygląda jak cmentarzysko przedpotopowych, monstrualnych zwierząt pogrzebanych pod piaskami albo krajobraz z Marsa ze względu na czerwony kolor formacji. Ten się jednak zmienia w zależności od pory dnia i wysokości słońca na niebie. O poranku jest w kolorze ochry, kiedy promienie słoneczne zaczynają muskać ich powierzchnię. W południe, gdy słońce jest już wprost nad głową, mają barwę wielbłądziej sierści. Płową, upstrzoną gdzieniegdzie czernią skał wulkanicznych. Pod wieczór, w poświacie zachodzącego słońca znów, na chwilę, wracają do pierwotnej, czerwonej barwy, by po kilkunastu minutach, kiedy pomarańczowy krąg schowa się za horyzontem, przybrać czarny kolor nocy otulającej swym płaszczem strudzonych wędrowców.

Leżałem w namiocie. Przez otwarte okno spoglądały na mnie gwiazdy. Tak samo jak wieki i tysiące lat temu na ludzi przemierzających tę zdawałoby się niegościnną ziemię. Zapomniane już dziś plemiona z epoki brązu, narody takie jak: Nabatejczycy, Żydzi, Grecy, Rzymianie, Fenicjanie, beduini. Jedni szli w karawanach do Jerozolimy oraz miast leżących na terenie dzisiejszego Izraela, północnej Jordanii oraz Tunezji jak Tyr, Sydon, Kartagina. Prowadzili wielbłądy objuczone złotem z Senegalu, solą, daktylami, pachnącą żywicą z Jemenu. Towary te trafiały potem na fenickich, rzymskich i greckich statkach, przez Morze Śródziemne do italskich miast, głownie Rzymu, którego zapotrzebowanie na olibanum było wręcz nieprawdopodobne.

Wracając  transportowali wino, tkaniny, żelazo tak potrzebne wojowniczym ludom pustyni do prowadzenia lokalnych wojen. Pustynia bowiem nigdy nie była bezludna. Dawno temu jej klimat był bardziej przyjazny ludziom. Bardziej wilgotny oraz sprzyjający rolnictwu i hodowli bydła, owiec i  wielbłądów. Świadczą o tym naskalne petroglify podstawiające nieżyjące już dziś, w tym miejscu, zwierzęta. Dopiero po zmianie klimatu stała się taka jak dziś. Surowa, sucha i niegościnna choć dla żyjących na niej  koczowników była domem, w którym nauczyli się żyć i go kochać.

Noc i pustynia głosem gwiazd do mnie mówiły. Jak niegdyś do Ernesta Pischariego i Karola de Focauld. Szeptały o tym, że w  życiu tak niewiele potrzebujemy. Że cała ta pogoń za karierą i dobrami konsumpcyjnymi to pogoń za iluzją. By więcej mieć, a nie bardziej być. Dopiero kiedy doświadczamy pustyni, czy to w sensie duchowym, materialnym lub zdrowotnym, okazuje się, że nie o to chodzi w życiu. Pustynia bezlitośnie nas z tego wszystkiego odziera. Zostajemy nadzy. Pozostawieni sami sobie. Z trwogą co przyniesie przyszłość, ale też i nadzieją w sercu, że nasz wewnętrzny Głos nas z niej wyprowadzi jak Mojżesza i Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Że pojawi się Ktoś na naszej drodze, kto poda nam kubek wody. Najcenniejszy dar na pustyni, bo dar życia.

Powiązane wpisy:

One comment

  1. Dziękuję Ci za tę opowieść o pustyni.
    Wszystko stanęło mi przed oczami, chciałbym tam pojechać. Błogosławionego dnia!
    Darek

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *