Morze Martwe

MORZE MARTWE

Stary Testament nazywa je m.in. Morzem Słonym, Morzem Sodomy lub Morzem Lota. Pojawia się już w widzeniu proroka Ezechiela (Ez. 47, 1-12) danym mu od Boga, w którym woda ze źródła bijącego u progów świątyni, wpadając jako rzeka do niego, sprawia, że staje się słodka. Na jego dnie spoczywają podobno ruiny Sodomy i Gomory. Jego dobroczynne właściwości doceniła już legendarna królowa Saba oraz władczyni Egiptu, Kleopatra zakładając pierwsze manufaktury wyrabiające kosmetyki i lekarstwa z jego błota i soli.

Leżałem na plecach unosząc się na wodzie jak piórko. Wiał dość silny wiatr wywołujący duże  fale.  Musiałem uważać, by słona woda nie dostała się do oczu. Jedna kropla tego słonego roztworu o zasoleniu ok. 30 proc. powoduje oparzenie i niesamowity ból. Dlatego na plaży zawsze czuwa ratownik, który w takich wypadkach natychmiast interweniuje. Pod ręką ma zawsze destylowaną wodę i mleko dla tych, którzy się go niebacznie opili.

Morze miało kolor matowego turkusu w oprawie czerwonych skał i klifów. Po zachodniej stronie, należącej do Izraela, są to Góry Judzkie. Po wschodniej, należącej do Jordanii rozpościera  się Płaskowyż Moabski i Góry Moabskie, z górą Nebo. W 2000 roku, w Jerozolimie, oglądałem wschód słońca wyłaniający się właśnie zza tych gór.

Wiążą się z nimi wspomnienia wielkich wydarzeń biblijnych, jak pamięć o Górze Nebo, z której, przed śmiercią Mojżesz oglądał Ziemię Obiecaną, do której jednak nie wszedł. Także pamięć o śmierci Jana Chrzciciela ściętego na rozkaz Heroda w niedostępnej twierdzy Macheront (arb. Mukawir), której ruiny można dziś jeszcze podziwiać.

Morze  Martwe leży w tektonicznym rowie Jordanu, który w nim kończy swój bieg na głębokości ponad 400 metrów pod poziomem morza. Jordański ryft ciągnie się aż do Afryki Wschodniej. Dziś morze, a właściwie bezodpływowe jezioro, ma 76 km długości i od 4 do 16 km szerokości. Jeszcze 17 tys. lat temu łączyło się z Jeziorem Genezaret (Morze Tyberiadzkie) w dzisiejszym Izraelu, ale od tej pory bardzo się skurczyło i nadal się kurczy z powodu ogromnego parowania oraz niedostatku wody dopływającej z Jordanu. Rocznie, jego poziom obniża się o metr.

Przed wiekami, w te niegościnne strony przybywali „szaleńcy Boży”  jak np. esseńczycy, którzy w grotach, po dzisiejszej izraelskiej stronie, prowadzili pustelniczy żywot. Zostały po nich zwoje Pisma Świętego odkryte przypadkowo przez pasterza, poszukującego zabłąkanej owcy. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa dołączyli do nich anachoreci, uciekający przed zgiełkiem i blichtrem miasta. Tu, pod rozgwieżdżonym niebem, w ciszy niezmąconej nawet śpiewem ptaków, szukali odpowiedzi na fundamentalne pytania ludzkości, skąd przychodzimy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?

Obecnie, po obydwu stronach Morza Martwego straszą monstrualne, betonowe kompleksy hotelowe oferujące turystom wypoczynek oraz lecznicze zabiegi w słonej wodzie morza. Codziennie, na lotnisku w Ammanie, lądują samoloty wypełnione turystami z całego świata spragnionymi dobroczynnych kąpieli w oleistej wodzie. Niewiele wiedzą o historii miejsc, które odwiedzają, ale dla nich nie to jest ważne.

Wystarczy im zdjęcie pokazujące jak z gazetą w dłoniach unoszą się na powierzchni morza, zamieszczone dla rodziny i znajomych w mediach społecznościowych.  Znak naszych czasów, który z trudem przyjmuję do wiadomości. Z drugiej jednak strony, dla jordańskiej gospodarki uzależnionej od wpływów z turystyki i tysięcy ludzi z niej żyjących, są oni błogosławieństwem. Piekielny Ghor dziś jest „żyłą złota” tak dla Izraela jak i Jordanii.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *