PANDIT DOCTOR

W Chennai spędziłem ponad miesiąc. A konkretnie w The Santa Ayurveda Hospital, do którego pojechałem na podreperowanie kręgosłupa. Czas poza zabiegami spędzałem na  szpitalnym tarasie i na krótkich spacerach po dzielnicy T. Nagar. Miałem z niego doskonały punk obserwacyjny na tarasy okolicznych domów, na których toczyło się od – rana do wieczora – codzienne życie ich mieszkańców. Z tych obserwacji powstała mozaika  impresji na temat tego miasta i napotkanych ludzi.

Jest wysoki i szczupły. Zawsze wyprostowany. Oszczędna, przemyślana gestykulacja rąk, z którą współgra: delikatny uśmiech na twarzy oraz przenikliwe spojrzenie. Może koło 60-tki, o czym mogły świadczyć przyprószone siwizną włosy na skroniach, choć oszacowanie wieku Hindusa po wyglądzie sprawia mi zawsze spory problem. Spotkałem ludzi, którzy wyglądali na 70 lat, a w rzeczywistości mieli nieco ponad 40. Pochodzenie (kasta) do dziś determinuje pozycję społeczną wielu z nich, a co za tym idzie warunki życia, które uzewnętrzniają się przede wszystkim na twarzy i w oczach. Biedacy mają najczęściej nieproporcjonalnie duże oczy i przygaszone spojrzenie. Jakby patrzyli nie widząc. W The Shanta Ayurveda Hospital jest „chief medical officer”, czyli kimś w rodzaju polskiego ordynatora. Studia medyczne w zakresie ayurvedy ukończył w  Ayurveda Collage w Kottakkal i na uniwersytecie w Calicut w Kerali. Jest także członkiem Rady Doradczej CAC (Council for Ayurveda Credentialing) w USA oraz cenionym praktykiem i wykładowcą akademickim ayurvedy na wielu indyjskich uczelniach.

W czasie naszych rozmów mówił zawsze półgłosem, jakby chciał mnie skłonić do uważnego słuchania. Niekiedy były to dłuższe monologi, zwłaszcza kiedy dyskutowaliśmy o duchowości we współczesnych Indiach. Kiedy z czymś się zgadzał, kiwał na boki głową, co w naszym kręgu kulturowym jest oznaką dezaprobaty lub negacji, dlatego może być dla człowieka Zachodu mylące. Wyglądem zewnętrznym, sposobem mówienia i aurą jaką roztaczał uosabiał typowego hinduskiego „pandita” czyli – z sanskrytu – uczonego, nauczyciela. Tytuł „pandit” prawie zawsze odnosi się do bramina, czyli przedstawiciela najwyższej spośród czterech „waran” (stan społeczny) określonym w „Manusmryti” („Kodeks Manu”) powstałym pomiędzy 2 w. p.n.e. a 2 w. n.e. Pozostałe trzy to: kszatrija (wojownicy), wajśja (rolnicy, rzemieślnicy), śudra (służą pozostałym trzem waranom).

Zapytałem go kiedyś czy uważa, że Indie nadal są uduchowione. Długo się zastanawiał. Po chwili odrzekł, że tak choć bardziej na południu jak na północy Indii. „Oczywiście i na południu można zauważyć niszczący wpływ konsumpcjonizmu. Ludzie chcą coraz więcej dóbr materialnych: telewizorów, lodówek, samochodów, ale czy to pomoże im w osiągnięciu „mokszy”, czyli ostatecznym wyjściu poza krąg samsary, przerwaniu cyklu reinkarnacji. Nie. Nadal będą tkwili w złudnym świecie iluzji (maya). Mówią, że jesteśmy tym co konsumujemy, ale czy człowiek jest pralką, lodówką, samochodem? Nie, w swej najgłębszej istocie człowiek jest atmanem, duszą w czystej postaci dążącej do zjednoczenia z Brahmanem” – podkreślił. Jakby dla wzmocnienia swojej opinii zacytował fragment z „Praśnopaniszad” – „Szukający atmana przez prostotę życia, czystość, wiarę i wiedzę już nie wracają”. Miał na myśli kolejne wcielenia na ziemi. Mój umysł przesiąknięty scholastycznymi pojęciami często nie nadążał za jego wywodami. Czy to jednak ważne? Istotne jest to, że obaj, choć tak odmiennymi drogami, zmierzamy do tego samego. Do poznania Absolutnej Prawdy. W tej drodze zaś potrzebna jest pokora czyli świadomość własnych ograniczeń. Jak pisał w „Autobiografii” M.Gandhi – „Człowiek poszukujący prawdy winien być skromniejszy od pyłu zaściełającego ziemię ….Tylko wtedy i dopiero wtedy dostrzeże on prawdę”.

Rzec zatem można, że pandit Doktor próbował leczyć nie tylko moje ciało, ale duszę i umysł. Dziękuję mu za to.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *