RAJ UTRACONY

Należę do świata, który już odchodzi, bo taka rzeczy kolej. I choć mi smutno z tego powodu prawdę tę zaakceptować muszę. Świata cywilizacji słowa, szacunku dla głów przyprószonych siwizną. Pragnienia wiedzy okupionej wysiłkiem wielkim i mądrości wynikającej z doświadczenia, przekazywanej następnym pokoleniom, by nie błądziły. Świata wartości absolutnych i niezmiennych oświecających nasze pielgrzymowanie od narodzin do śmierci. Krainy, gdzie człowiek napotykając Innego, witał się z nim uprzejmie, by w ten sposób okazać szacunek i jemu i sobie. Raj utracony przez pychę, chciwość i egoizm.

W czasie jednej z naszych podróży do Indii odwiedziliśmy rodzinę w małej keralskiej wiosce. Mieszkali w niewielkim ale zadbanym domeczku. Bodajże dwuizbowym. Ich dwoje, trójka dzieci i starsza kobieta będąca matką pana domu. Młodsze, chłopiec i dziewczynka, chodziły jeszcze do odpowiednika naszej podstawówki zaś najstarszy z rodzeństwa,  uczył się w szkole z internatem w odległym o kilkadziesiąt kilometrów mieście. Przyjeżdżał do domu tylko na weekendy  i właśnie wszyscy domownicy na niego czekali.

Podjęli nas skromnym poczęstunkiem, przesłodzoną herbatą z mlekiem, typową dla tego kraju oraz herbatnikami, które biorąc pod uwagę ich twardość, podawane były tylko gościom. Porozumiewaliśmy się prostą angielszczyzną, która jednak wystarczyła byśmy się zrozumieli. Po mniej więcej godzinie pojawił się 16 letni Nivas. Szczupły, wysoki jak na Keralczyka nastolatek. Nam powiedział od niechcenia  „Good morning”. Z rodzicami i babcią przywitał się w zupełnie inny sposób. Ukląkł najpierw przed ojcem. Dotknął dłońmi czoła, a potem z namaszczeniem przyłożył je do jego bosych stóp. Czynność tę powtórzył w odniesieniu do matki i babci. Byłem zaszokowany jego zachowaniem i sądziłem, że wynika ono z jakiegoś rytuału specyficznego dla tej rodziny czy może regionu.

Później, nasz znajomy, Śridzit wyjaśnił, że jest to powszechna, w całych Indiach forma okazywania szacunku starszym. Nie tylko członkom rodziny, ale na przykład, swojemu guru, nauczycielowi. I pomimo okcydentalizacji reguł interakcji w Indiach spowodowanej wpływem kultury Zachodu, znanej głównie z telewizyjnych filmów, zwyczaj ten nie zniknął, a wręcz ma się całkiem dobrze. Wielokrotnie też, w środkach komunikacji publicznej, dzieciaki, a nawet już nieco wyrośnięte nastolatki ustępowały nam miejsca widząc nasze, przyprószone siwizną głowy. Bez ponaglania czy proszenia ich o to.

Przypomniało mi się to, już jakiś czas temu, w warszawskim metrze, kiedy obserwowałem trzech wysportowanych młodzieńców rozpychających się na siedzeniach, podczas gdy kilka starszych kobiet stało. Jedną ręką chwytając się drążka pod sufitem, w drugiej zaś trzymały siatki z zakupami, bo pewnie wracały z bazarku pod Halą Mirowską. Kiedy zwróciłem im uwagę, że może by ustąpili im miejsca, spojrzeli na mnie z pode łba, ze zdziwieniem pomieszanym z tłumioną agresją.

Młodzi „bogowie” którym wmówiono, że wszystko im się należy, bo są tak wspaniali i niepowtarzalni. I niestety nie był to wyjątek, ale norma. W ich oczach i ich rówieśników jesteśmy „dziadersami”. Pokoleniami, które tylko im zawadzają w cieszeniu się młodością i radościami życia bez żadnych reguł, konwenansów. Traktują je jako artefakty zamierzchłej przeszłości. Relikty świata, który ich zdaniem, dobrze, że odchodzi.

Trudno im się zresztą dziwić. Karmieni papką hedonizmu  z mediów społecznościowych,  półprawdami i fejkami nie są już w stanie odróżnić tego co ważne od tego co nieistotne, prawdy od fałszu, dobra od zła. W zrelatywizowanym obecnym świecie postprawdy i postwartości nie ma już  wartości ani prawd absolutnych. O tym decyduje liczba lajków pod postami na portalach albo celebryta o móżdżku nie większym jak orzech, który dla młodych jest ikoną oraz wzorem do naśladowania.

Ale cóż, jak głosi rzymskie przysłowie, „czasy się zmieniają, a my wraz z nimi”. I raczej nie na lepsze. Przyjmuję to do wiadomości, choć nie akceptuję. Mój świat przeminął jak wiele przed nim i po nim. Trochę na wyrost napisałem w tytule, że był to miltonowski „Raj Utracony”. Będę do niego jednak wracać  – „jednak nie zaniecham nawiedzać źródła jasnego, gdzie Muzy bywają, albo cienistych bugajów. I wzgórz słonecznych, zakochany w  śpiewie świętym, lecz głównie nawiedzam je w nocy”. (Milton, „Raj Utracony”, 1902, tłum. Władysław Bartkiewicz ).

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *