SKŁOTERSI KONTRA CYKLIŚCI

„Panie Antoni mam pomysł. Mogę wpaść?” – usłyszałem przez płot głos sąsiada. Pomyślałem sobie, pewnie znów mnie chce namawiać, abym zaczął hodować gołębie lub króliki, bo raczej na wspólnego grilla to już za zimno.
„Jasne” – odpowiedziałem, ale od razu zastrzegłem, że mam mało czasu i nie dam się nakłonić do trzymania „żywiny” w obejściu.
„Nie, nie. Nic z tego. Mam genialny pomysł, jak wreszcie zaspokoić nasze wszystkie potrzeby i zrealizować się artystycznie”. „Ok. Niech pan wpada” – dałem się przekonać.
Stanął w drzwiach z rozpromienioną twarzą i powiedział – „Panie Antoni! Założymy w naszej wsi skłot. Będziemy w nim razem mieszkali, gotowali. Wieczorami sobie pośpiewamy przy gitarze. Od czasu do czasu zrobimy sobie jakąś instalację artystyczną albo koncert. Fajny pomysł, no nie?”
„Może i fajny, ale najpierw trzeba znaleźć jakiś pusty dom i zająć go, nie pytając o zgodę właściciela” – odparłem bez większego entuzjazmu.
„Ależ to niezgodne z prawem! Mogą nas za to wsadzić do paki” – wykrzyknął i mina mu od razu zrzedła.
„Nie tak od razu. Teraz władza jest tolerancyjna. Może nawet da jakąś pomoc” – próbowałem go pocieszyć.
„A jak pojawią się cykliści? Wie pan jacy oni są agresywni. Obrzucą nas koktajlami Mołotowa i wszystko pójdzie z dymem. Jak sobie damy z nimi radę?” – dopytywał, wyraźnie zaniepokojony perspektywą walki z cyklistami w kominiarkach.
„Damy sobie radę. Po lasach pełno niewybuchów. A na polach i łąkach o kamienie nie trudno. Będzie dobrze”. Takie zapewnienie trochę uspokoiło sąsiada. Widziałem jednak po jego minie, że nie do końca.
„A jak coś nam poniszczą?” – wykrztusił wreszcie z siebie.
„Coś pan taki strachliwy? Wtedy zrobimy to samo, co skłotersi z Warszawy po wydarzeniach z 11 listopada. Obciążymy cyklistów kosztami.
A może gmina też coś dorzuci. Zrobimy konferencję prasową i przedstawimy nasze postulaty. Wie pan jaka dziś jest siła mediów?”.
Sąsiad pokiwał tylko głową z widocznym niedowierzaniem.
„A co na to właściciel?” – nie odpuszczał sąsiad.
„A kto by się nim przejmował. Przecież zaspokojenie własnych potrzeb jest ważniejsze jak prawo własności. Nieprawdaż?” – argumentowałem.
„Może i prawda tylko głupio jakoś, tak na cudzym” – markotnie skwitował rozmowę sąsiad.

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *