Nasz dom

CO TO ZNACZY BYĆ SZCZĘŚLIWYM?

Antoni w domuTo pytanie zadaje sobie każdy i dla każdego inna jest odpowiedź. Dla jednych to pieniądze, dla innych zagraniczne wyjazdy albo kariera. Polityczna, sportowa. Jeszcze inni powiedzą, że wszystkie te rzeczy szczęścia nie dają, bo liczy się wyłącznie zdrowie. I we wszystkich odpowiedziach jest ziarnko prawdy bo jesteśmy – na szczęście – tak od siebie różni. Dla mnie zaś szczęście wypływa z codziennej rutyny. Celebracji porządku dnia. Powtarzanie każdego dnia tych samych czynności, które dają mi satysfakcję i poczucie spełnienia. A jeśli spełnienie jest też szczęściem, to należy je powtarzać. Więc zawsze, o ile jestem w domu, robię to samo.

  • Najpierw wstaję, gotuję w ekspresie kawę, a jej aromat wypełnia cały dom. Takim włoskim, stawianym na gazie, bo jestem staroświecki i lubię proste, trwałe rzeczy, a nie nowoczesne, wymyślne ustrojstwa. Kiedy już się zaparzy, biorę się za ćwiczenie.
  • Stały zestaw ćwiczeń to „brzuszki” z nogami opartymi o piłkę do rehabilitacji. Czarną i wielką. Zazwyczaj robię ich ok. 1500., ale bywa, że więcej. Potem ćwiczenia hantlami, skręty bioder, turlanie piłki nogami. Kończę po mniej więcej 40 minutach. Rześki i przebudzony.
  • Kiedy już skończę ćwiczyć, zabieram się za śniadanie. Dla mnie i dla żony, która jeszcze śpi w sypialni. A wiem, że śpi, bo czasami słyszę jej oddech lub delikatne chrapanie. Na ogół jest to kilka tostów z białym serkiem i dżemem figowym, który oboje wraz żoną uwielbiamy. Podaję do stołu i wołam.
  • „Kochanie śniadanie na stole”. Niekiedy powtarzam wezwanie kilka razy, gdy żona mocno śpi. Po kilkunastu sekundach (lub dłużej) dochodzi mnie jej odpowiedź – „już idę, już idę”.
  • Siadamy do śniadania szczęśliwi, że to kolejny dzień, gdy jesteśmy razem. Czasami rozmawiamy. O drobiazgach. O tym jakie plany mamy na dziś, albo o rzeczach, które nam się przypomniały. Czasami oderwanych zupełnie od rzeczywistości jak na przykład intryga w obejrzanym wczoraj filmie lub o bliskich. W tej porannej konwersacji nie chodzi o jej treść ale o podtrzymywanie bliskości. O brzmienie głosu. Delikatne wibracje, które tworzą się w uszach.  One też pozwalają wyczuć, w jakim oboje jesteśmy nastroju. W trakcie śniadania żona podaje nam leki. W takich śmiesznych, plastikowych kieliszkach dołączanych do syropu. Każde z nas ma inny zestaw. Ja dostaję na nadciśnienie i wątrobę oraz kilka tabletek suplementów. Bywa, ze się nie odzywamy ani słowem. Milczymy, ale to milczenie nie frustruje mnie, bo jest przesycone współodczuwaniem siebie, które nie zawsze musi się odbywać na poziomie werbalnym. Po tylu latach małżeństwa znamy się na wylot. Wiemy co oznacza każdy grymas na twarzy, wyraz oczu, ruch ręką. Niby machinalny, ale znamy oboje jego znaczenie. Kiedyś pojawił się po raz pierwszy i po wielu powtórzeniach zakodował się w pamięci i naszej wrażliwości.
  • Po śniadaniu idziemy na „fajeczkę” na schodach przed drzwiami wejściowymi, gdzie są ustawione dwa krzesła. Nie chcemy palić w domu, bo wtedy wszystko jest przesiąknięte dymem. Firany, zasłony, ubrania śmierdzą, jakby były przechowywane w jakiejś spelunie. Popalamy sobie, patrząc na niebo. Latem na zieleń drzew, kwitnące jaśminowce. Słuchamy ptasiej orkiestry, która już od świtu przygrywa budzącemu się do życia światu. Niekiedy witamy się z sąsiadem i jego psem „Laxi”, która rozpoznaje nas już z daleka. Podchodzi do furtki dając merdaniem ogona znać, że chce być pogłaskana, co z przyjemnością robimy. Rytuału musi się stać zadość.

I tak upływają nasze poranki. Dzień za dniem. Oby ich było jak najwięcej. Nieważne czy będą słoneczne czy pochmurne. Zimne czy ciepłe. A moje szczęście wypływa z radości, że każdy następny mimo, że  przynosi to samo, nadchodzi. Dziwne prawda, czerpać szczęście z powtarzalności?

Napisz komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Zabezpieczenie *